Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/714

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, ale nie wszyscy mają siostrzeńca w gwardji, który ich przepuści.
— Ach tak, to prawda — rzekł chłopiec.
I na twarzy jego odbiło się tak wyraźnie zwątpienie w własne siły, że nie uszło to przenikliwości paryżan.
— Jeśli pan sobie tego życzysz, mógłbyś iść z nami zaproponował mieszczanin, odgadując intencję żony.
— Och, panie! boję się, że będę państwu przeszkadzać.
— Ależ przeciwnie! — rzekła kobieta — pomoże nam pan tam się dostać. Mamy tylko jednego mężczyznę do obrony, będziemy miały dwóch.
Nie można było wymyślić lepszego argumentu aby się Gilbert zdecydował; myśl, że może się stać użytecznym i w ten sposób odwdzięczyć się za wyświadczoną przysługę, rozwiała odrazu jego skrupuły. Zgodził się.
— Będziemy widzieli komu poda ramię! mruknęła ciotka.
Pomoc ta spadła Gilbertowi jak z nieba. Sam nigdy w świecie nie dałby sobie rady w tym tłumie. Gdyby nasz filozof nie był teoretykiem, lecz badaczem praktycznych stron życia, miałby tu zresztą pole do studjowania całego społeczeństwa w ruchu.
Oto poczwórna karoca werżnęła się w tłum jak pocisk armatni; każdy usuwał się przed laufrem w barwnej szacie, w kapeluszu z piórami i z wielką