Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/692

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I mężnie odsunął się od zamka, do którego już się nachylał; ręce mu drżały, oczy przysłoniła mgła.
Aby się uspokoić, chciał się czemś zająć; kopjowanie było za monotonne. Wziął więc książkę z biurka.
— „Wyznania“ — przeczytał z radosnem zdziwieniem. „Wyznania“, z których kilkadziesiąt stron przeczytałem z takiem zajęciem!
— „Wydanie, ozdobione portretem autora“ — czytał dalej.
— Och! a ja nigdy jeszcze nie widziałem portretu Rousseua! — zawołał. — Ach, prędko, prędko.
I pośpiesznie odwracając kartkę nawpół przezroczystej bibułki, która przykrywała portret, spojrzał i krzyknął głośno.
W tej chwili drzwi się otworzyły; Jakób powracał.
Gilbert jeszcze raz porównał jego twarz z portretem, cały drżący upuścił tom na podłogę i wyciągając ręce wyszeptał:
— Jestem u Jana-Jakóba Rousseau!
— Zobaczymy jak kopjujesz nuty, moje dziecko — odpowiedział z uśmiechem Jan-Jakób, który w głębi serca bardziej był uradowany tym młodzieńczym hołdem niż wszystkimi triumfami, jakich doznał w swem sławnem życiu.
I przechodząc koło drżącego Gilberta, zbliżył się do stołu i rzucił oczyma na papier.
— Nuty są niezłe — rzekł; — nie uważasz tylko na margines, następnie nie umiesz łączyć je-