Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/646

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dajcie mi książek, dajcie mi kącik nawpół ciemny, a zobaczycie, jak dnie i noce pracować będę.
Nieznajomy spojrzał na delikatne ręce Gilberta.
— To już powołanie niezawodne, to instynkt — powiedział — tacy ludzie daleko zajść mogą. Mówisz, że nie byłeś w szkołach — dodał, — może choć w szkółce wiejskiej się uczyłeś?
Gilbert wstrząsnął głową przecząco.
— Umiesz czytać i pisać? — Matka moja, póki żyła, uczyła mnie czytać. Biedna matka, widząc, żem mizerny, mówiła: „Nie będzie z niego nigdy, robotnik, chyba ksiądz lub uczony“. Kiedy nie miałem ochoty uczyć się, dodawała: „Ucz się czytać, Gilbercie, a nie będziesz zmuszony drzewa rąbać, orać ani tłuc kamieni, i uczyłem się. Niestety! zaledwie umiałem czytać, gdy umarła...
— A kto cię pisać nauczył?
— Sam się nauczyłem.
— Sam, zupełnie?
— A tak; kijem na piasku przez dwa lata kopjowałem z książek drukowane litery, nie wiedząc, że można inaczej pisać.
Jednego dnia, gdy pannę Andreę zawieziono do klasztoru, w kilka dni po jej odjeździe, listonosz oddał mi list od niej do ojca.
Poznałem wtedy, że są inne jeszcze litery.
Pan de Taverney rozłamał pieczątkę i rzucił kopertę; podjąłem ją i schowałem, a następnym ra-