Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/425

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przynajmniej ja nic o tem nie wiem.
— Niema o bliskiem stawaniu zatem mowy?
— Niestety, pani...
— A zatem, — zawołała stara dama powstając — zażartowano sobie ze mnie niegodnie.
Pan Flageot odsunął perukę na czubek głowy i mruknął:
— Bardzo się tego boję.
— Panie Flageot!... — wrzasnęła hrabina.
Adwokat podskoczył na krześle, dając znak Małgorzacie, aby trzymała się wpobliżu...
— Nigdy nie daruję tego poniżenia, udam się do ministra policji, aby kazał odszukać lafiryndę, która pozwoliła sobie tak mi ubliżyć!
— Ba! — odezwał się pan Flageot — to chyba będzie bardzo trudno.
— Jak ją tylko znajdą — prawiła hrabina w uniesieniu, — rozpocznę kroki natychmiast.
— Przybędzie zatem nowy proces, — powiedział smutno adwokat.
Słowa te ochłodziły staruszkę.
— Boże! — zawołała, — a ja zdążałam tu z taką radością!
— Cóż ta kobieta powiedziała pani?
— Że przybywa od pana.
— Intrygantka jakaś.
— Że pan kazałeś powiadomić mnie, iż moja sprawa wznowiona; że powinnam przybyć natychmiast pod groźbą nowego opóźnienia.