Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/424

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dla mnie niepojęty, drogi panie Flageot; możnaby rzec, że ze zbytecznego upału przewróciło ci się w głowie.
— Niech się pani nie unosi!... — powiedział prawnik, odsuwając swój fotel na dwóch tylnych nogach, by się dalej znaleźć od hrabiny, niech się pani nie unosi, porozumiejmy się spokojnie.
— I owszem. Mówisz zatem panie Flageot, że nie masz córki?
— Nie hrabino i żałuję tego szczerze, bo jak widzę, robiłoby to pani pewną przyjemność, jakkolwiek...
— Jakkolwiek? — powtórzyła hrabina.
— Jakkolwiek, co do mnie, wolałbym w najgorszym razie chłopca, bo chłopcom lepiej się powodzi w tych czasach.
Pani de Béarn z wielkim niepokojem złożyła ręce.
— Jakto! nie wzywałeś mnie pan do Paryża, przez siostrę, siostrzenicę, lub jakąkolwiek inną krewną?
— Ani mi to żartem do głowy nie przyszło, boć wiem dobrze, jak kosztowny jest pobyt w Paryżu.
— A mój proces?
— Wstrzymuję się ze zdawaniem z niego sprawy, do czasu dopóki nie zostanie wznowiony.
— A kiedyż będzie wznowiony?...
— No! będzie... będzie...
— Więc jeszcze nie jest?