Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Okrzyk zgrozy wzbił się pod sklepienia.
— Znasz nasze tajemnice! — zawołał przewodniczący — więc jasnowidzącym jesteś albo szpiegiem?
— Kto jesteś? — spytało naraz trzysta głosów, a jednocześnie dwadzieścia szpad zabłysło w rękach widm najbliższych i skierowało się ku piersiom nieznajomego.
A on spokojny, uśmiechnięty, podniósł głowę, wstrząsnął gęstemi włosami przewiązanemi wstążką i zawołał:
Ego sum qui sum!... — Jam jest, który jest!...
I powiódł wzrokiem po otaczających.
Pod wzrokiem tym, pełnym siły, szpady się opuszczały, tak potężne wrażenie wywierał na ściskających je w ręku.
— Wyrzekłeś słowo niebaczne, nie znasz całej doniosłości jego znaczenia.
Obcy głową potrząsnął z uśmiechem:
— Powiedziałem, com powinien był powiedzieć.
— Skądże więc przybywasz?
— Przybywam z kraju, z którego światło przychodzi.
— Zapowiedziano nam przybycie twoje ze Szwecji.
— Ale do Szwecji można przybyć ze Wschodu!...