Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1884

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Powtarzam panu raz jeszcze, że nie zabrałem dziecka.
— Zatem pozostało we Francji. Gdzież, w którem miejscu?
Gilbert milczał.
— Odpowiadaj, gdzie jest to dziecko i skąd masz środki na jego wychowanie?
To samo milczenie.
— Nędzniku! udajesz odważnego! Odpowiedz natychmiast, gdzie jest dziecko mojej siostry? Oddaj mi je.
— To dziecko do mnie należy — szepnął Gilbert.
— Łotrze, chcesz więc umrzeć!
— Nie oddam mego dziecka.
— Gilbercie, mówię do ciebie łagodnie, Gilbercie, postaram się zapomnieć, przebaczę ci, wszak rozumiesz moją szlachetność. Rzuciłeś hańbę na nasz dom, a ja ci przebaczam... oddaj mi to dziecko! Chcesz... przemówię za tobą do Andrei... no namyśl się... Andrea kocha syna swego do szaleństwa; będzie wzruszona twoją pokorą; Gilbercie, błagam cię, oddaj mi to dziecko!
Gilbert skrzyżował ręce na piersiach.
— Nie wierzyłeś mi pan przedtem, ja teraz nie wierzę. Niema dla nas przebaczenia. Jesteśmy śmiertelnymi wrogami... jesteś silniejszy, bądź zwycięzcą!
Nie oddam mej broni.
— Wyznajesz więc, że dziecko, to twoja broń?