Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1815

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gilbert zauważył, jak dalece rozmowa między rodzeństwem była ożywiona.
Niezawodnie mówiono o nim, o scenie wczorajszej.
Filip przechadzał się zamyślony.
Być może, że przyjście Gilberta zmieniło projekty Filipa, bo przechadzał się niespokojnie po mieszkaniu.
Kto wie, może zamierzali opuścić Paryż i szukać gdzieindziej schronienia.
Na tę myśl, Gilbertowi oczy zaświeciły jak wilkowi. Ale prawie natychmiast weszła służąca do sypialni Andrei, nowa służąca, zapewne przez kogoś polecona.
Andrea ją widocznie zgodziła, bo nowoprzybyła zajęła zaraz dawny pokoik Nicoliny.
Uspokoiło to trochę Gilberta, dało mu bowiem nadzieję, że rodzeństwo zamieszka nadal w mieście.
Filip wyszedł na taras, obejrzał wszystkie zamki i klucze.
Zapewne podejrzewał, iż Gilbert otworzył sobie drzwi dobranym kluczem, może więc zamierzał zmienić zamki.
Gilbert uśmiechnął się ironicznie.
— Biedacy! — szepnął — nie przypuszczają nawet, abym mógł drzwi wybić w potrzebie. O! ładne mają pojęcie o tobie, Gilbercie. Tem lepiej!