Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1800

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gilbert rzucił się tam tak, jakby był wskoczył do Sekwany, gdyby tu przepływała.
Wieczór był cudowny, ostatnie błyski dnia walczyły z zapadającą ciemnością nocy; balsamiczny zapach kasztanów dostawał się do małej izdebki.
Gilbert przypomniał sobie te szczęśliwe chwile, gdy mógł z tego okienka przypatrywać się Andrei, mieszkającej kiedyś w tym biednym domku.
Serce mu się krwawiło na to wspomnienie; biedne dziecko padło prawie zemdlone na podłogę.