Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1783

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie wyczytał w mych dziełach, ani nie odgadłeś, że życie me, pełne nędzy i cierpień, mogłem zamienić na byt rozkoszny i wygodny. Czyż posiadam mniej talentu od Voltaire‘a? czyż gdybym zechciał, nie mógłbym sobie również kazać złotem płacić za me utwory?... Miałbym wtedy pełną kiesę pieniędzy. Złoto przyciąga złoto, wszak to wiadoma rzecz. Miałbym powóz, piękną kochankę, a nie myśl, że wszystko we mnie wygasło; patrz, jak me oczy błyszczą, pomimo lat sześćdziesięciu.
Ty, któryś czytał i kopjował me dzieła, czyż w nich nie odczułeś poezji i siły lat młodzieńczych, chociaż pisał je starzec? Lubo fizycznie jestem słaby i ustać na nogach nie mogę, czuję się duchowo silniejszym od wielu młodych.
— Wiem o tem wszystkiem — odrzekł Gilbert — znam pana zbliska i rozumiem cię, panie.
— Jeśli mnie znasz i rozumiesz, czyż nie domyślasz się, że życie moje całe — to pokuta...
— Pokuta?! — szepnął Gilbert.
— Nie rozumiesz więc — ciągnął smutnie filozof — że nędza zmusiła mnie do popełnienia strasznego czynu?... Pokutuję za niego teraz, staram się być bezinteresownym i żyć w niedostatku do końca życia. Czyż to trudno odgadnąć, iż tem poniżeniem karzę mój umysł? Bo tylko mój umysł był winowajcą, on to paradoksami udowadniał mi, że nie popełniam występku, a serce moje, nędzne, biedne serce, dręczą wyrzuty sumienia, które są straszną karą!