Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1779

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nadto szanuję twój dom; co do trzeciego: o!... aby to wykonać...
— Cóż?...
— Szukam rady u pana.
— Zwarjowałeś?
— Nie, panie, ale jestem bardzo, bardzo nieszczęśliwy, zrozpaczony i utopiłbym się dziś w Sekwanie, gdybym nie przypomniał sobie tego, coś pan napisał...
— Ja?...
— Tak: „Samobójstwo jest kradzieżą względem społeczeństwa“.
Rousseau spojrzał na niego wzrokiem, który zdawał się mówić:
— „I ty myślisz, że możesz do siebie zastosować te słowa?“
— Rozumiem pana! — zawołał chłopak.
— Chyba nie.
— Chcesz pan powiedzieć: „Czyż śmierć takiego, jak ty, nędzarza, który jesteś niczem i nie posiadasz nic, możnaby tak nazwać?“
— Nie o tem myślałem — zawołał żywo Rousseau, zawstydzony domyślnością chłopca. — Mówiłeś, żeś głodny?
— O! tak.
— Wiedziałeś, gdzie klucz, wiesz więc, gdzie leży chleb; idź do kredensu, weź go i idź sobie.
Gilbert nie ruszył się z miejsca.
— Jeśli nie chcesz chleba, lecz pieniędzy, to