Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1756

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lecz chwila, którą przewidziałeś — nadeszła; mam prośbę do pana.
— Obiecałem, że uczynię wszystko dla pana i postaram się dotrzymać słowa.
Filip ukłonił się zmieszany, nie miał siły do dalszej rozmowy.
— Jak się miewa chora? — zapytał doktór, spostrzegając trupio bladą twarz młodzieńca.
— Zupełnie dobrze, siostra moja jest tak zacną i uczciwą dziewczyną, że chyba nie byłoby Boga, gdyby jej groziło cierpienie, lub niebezpieczeństwo.
Doktór spojrzał badawczo na Filipa.
— Zatem jest ofiarą niecnego podstępu?
— Tak, doktorze.
Uczony załamał ręce i wzniósł je ku niebu.
— Niestety! — zawołał — żyjemy w strasznych czasach, społeczeństwo nasze jest zgangrenowane, potrzebuje moralnych lekarzy.
— O tak! tak! masz pan słuszność; tymczasem jednak...
Filip groźnie zacisnął pięści.
— Widzę, że należysz, młodzieńcze, do ludzi, którzy zbrodnie karzą siłą i żelazem.
— Tak, doktorze.
— Zatem pojedynek — westchnął doktór — pojedynek, który nie zwróci honoru twej siostrze, choćbyś zabił przeciwnika, a pogrąży ją w rozpaczy, jeżeli sam zginiesz. Sądziłem, że jesteś pan inteli-