Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1718

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zastukał pewną ręką do bramy wchodowej, a ta otworzyła się natychmiast. Wszedł w podwórze, prowadząc konia za sobą. Ale nie zrobił paru kroków, gdy Fryc ukazał się u góry schodów z zapytaniem:
— Co pan sobie życzy?
Filip zadrżał, jakby wobec nieprzewidzianej przeszkody. Spojrzał na niemca ze zmarszczonem czołem, jakby ten nie spełnił zwykłego obowiązku służącego.
— Chcę się widzieć z panem domu, z hrabią Fenix rzekł, wiążąc konia do kółka i wchodząc do wnętrza.
— Pana niema — odrzekł Fryc, wpuszczając jednak Filipa z uprzejmością służbisty.
Filip zdawał się wszystko przewidywać z wyjątkiem tej jednej okoliczności. Zmieszał się też ogromnie.
— Gdzież go można znaleźć? — zapytał.
— Nie wiem, proszę pana.
— A przecież powinieneś wiedzieć.
— Mój pan nie zdaje mi nigdy sprawy z tego, co robi.
— Ja jednak muszę się z nim widzieć koniecznie.
— Wątpię, czy to będzie możliwe.
— Musi być możliwe, bo chodzi o wyjątkowo doniosłą sprawę.
Fryc skłonił się w milczeniu.
— Więc pan wyszedł?