Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1578

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

potrzeba — powtórzył starzec, powracając po raz trzeci do flaszeczki.
— Nędzniku!... — ryknął nareszcie Balsamo, — giń więc, umrzyj, skonaj... bo od czterech dni ta kobieta była miłością moją, kochanką, żoną moją. Napróżno ją zamordowałeś, nikczemniku... nie była już dziewicą!...
Oczy Althotasa wyszły z osady, jakby je prąd elektryczny na wierzch wysadził; źrenice mu się rozszerzyły strasznie; bezzębne dziąsła zazgrzytały; flaszeczka wypadła z ręki i rozprysła się w tysiączne okruchy, on zaś sam ogłupiały, unicestwiony, ugodzony jednocześnie w mózg i serce, padł ciężko na fotel.
Balsamo rzucił się z rozpacznem łkaniem na ciało Lorenzy i całując jej włosy, krwią zbroczone, stracił przytomność.