Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1484

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lorenza nie ruszyła się z miejsca.
— Cóż jeszcze? — spytał zdumiony inspektor.
— Nie skończyłam bynajmniej jeszcze, mój panie! Nie przyszłam poto, aby skarżyć się przed panem, nie przyszłam poto, aby się pana radzić, ale poto, aby się zemścić. Rzymianki nie skarżą się, ale się mszczą.
— No... no... spiesz się przynajmniej, piękna pani, bo mój czas jest bardzo drogi.
— Przedewszystkiem, czy będę mogła liczyć na poparcie pana?
— Jakie mianowicie?
— Poparcie przeciw człowiekowi, na którym chcę się zemścić.
— Musi to być zatem człowiek potężny?
— Potężniejszy od króla.
— Tłumacz się jaśniej, droga pani. Jeśli chodzi o zemstę osobistą, zemścij się pani beze mnie, lecz jeśli popełnisz jaki występek, każę panią zaaresztować.
— Nie, mój panie, nie każesz mnie aresztować; zemsta moja jest sprawą niezmiernie doniosłą dla pana, dla króla, dla Francji. Chcę, przez zemstę, wydać tajemnicę tego człowieka.
— A! więc on ma tajemnicę? — zawołał pan de Sartines, zmieszany trochę wyniosłością i pewnością siebie włoszki.
— Wielkie tajemnice.
— Jakie?
— Polityczne.