Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rąbać u korzenia. Idźmy za ich przykładem, przyłóżmy siekierę do korzenia, a dąb odwieczny padnie...
— I padając zabije was, nieszczęśliwi! — zawołał Balsamo grzmiącym głosem. — Ach! występujecie przeciwko poetom, a jakżeż wy sami dalecy jesteście od rzeczywistości.
Bracie, bracie, powtarzasz frazesy z jakiegoś romansu!
Marat zaczerwienił się gwałtownie.
— Czy wiesz, młodzieńcze, co znaczy to słowo — rewolucja? Ja widziałem już ich 200. Byłem ich świadkiem w starożytnym Egipcie, w Asyrji, Grecji i Rzymie. Widziałem je w wiekach średnich, gdy Wschód zniszczył Zachód, a Zachód Wschód. Od czasów pasterskich do naszych było ich przeszło sto; a w tej chwili skarżyłeś się na niewolę, cóż więc one zrobiły? Nic. Dlaczego? Bo wszyscy śpieszyli się nadto!
Zrzucić kajdany! krzyczycie. Ale nie rozumiecie, czego żądacie. Ci, którzy bez namysłu próbowali rozerwać więzy, padali znużeni, złamani, nieufni. Czy tego chcecie? Jak Bóg, widziałem życie dwudziestu, trzydziestu pokoleń ludzkich. Jak Bóg, jestem nieśmiertelny. Jak on będę cierpliwym. Trzymam w swych rękach losy świata. Nikt mnie nie zmusi do rozwarcia mej ręki. Zawiera ona piorun, wiem o tem. Ale, panowie, zejdźmy wreszcie z tych wyżyn na ziemię.
Panowie! powtarzam wam: jeszcze nie czas na rewolucję; obecny król jest zaledwie cieniem daw-