Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mnie, to tylko dlatego, iż miałem nadzieję być wam użytecznym.
Ja ofiaruję wiele, a nie otrzymuję nic wzamian.
Niestety! zanim zdołacie mię obronić od nieprzyjaciół, oswobodzić, gdyby mię uwięziono, uratować, gdybym umierał z głodu, pocieszyć w rozpaczy — zanim, powtarzam, dowiecie się o tem, brat ten, którego przyjmiecie dzisiaj, jeśli pan pozwoli — dodał filozof, zwracając się do Marata — brat ten spłaci dług naturze, bo postęp chroma i światło rozprzestrzenia się powoli.
— Mylisz się, znakomity bracie — odpowiedział mu głos słodki i pociągający — jesteśmy silniejsi, niż przypuszczasz; w nas jest przyszłość świata, a przyszłość to nadzieja, to wiedza; przyszłość — to Bóg, który nowe światło rozleje, obiecał to — więc dotrzymał Pan Bóg nie kłamie nigdy!!
Rousseau zachwyconem okiem powiódł po licu mówiącego, w którym poznał tajemniczą postać, wzywającą go na schadzkę.
Człowiek ten, ubrany czarno, wytwornie i dystyngowanie, stał naprzeciw estrady; twarz jego promieniała cała pięknością.
— A! — odrzekł filozof, nauka to bezdenna przepaść. Pan mówisz mi o nauce, pociesze przyszłości, nadziei.
Tamten o surowości i sile! któremu z was wierzyć? Zatem i między wami są ludzie wprost prze-