Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A teraz, hrabino, każ-no podawać kolację.
— Wybacz, Najjaśniejszy Panie, ale nic nie przygotowano. Służba moja bawiła się i zapomniała o wszystkiem.
— Jadę więc do Marly i zabieram cię ze sobą.
— Niepodobna... głowa mnie boli szalenie.
— Migrena?
— Nielitościwa.
— Połóż się natychmiast, biedaczko.
— Usłucham tej rady.
— Zatem adieu.
— Do widzenia.
— Wyglądam w tej chwili na Choiseul’a — wyrzucasz mnie...
— Z tą różnicą, że cię pieszczę, ściskam, uwielbiam...
Mówiąc to, czarująca kobietka posuwała króla ku drzwiom i w końcu Ludwik XV znalazł się za drzwiami; pani Dubarry, sama oświecała schody, trzymając zapalony kandelabr w ręce.
— Hrabino — odezwał się król, zstępując z ostatniego stopnia.
— Słucham, Najjaśniejszy Panie.
— Żeby nam tylko nie umarł ten biedny marszałek.
— Dlaczego?
— Ano z radości, że posiędzie tekę ministerjalną.
— O, niegodziwcze! — Pogroziła mu na nosku. Otrzymawszy jeden jeszcze ostatni całus, Lud-