Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Prawie.... Kawalerowi du Muy.... Katon to prawdziwy....
— Ale cóż?
— Wezwany, przybył natychmiast i był niezmiernie uszczęśliwiony; ale dobry, czy zły mój genjusz, podsunął mi myśl zaproszenia go dziś do Luciennes na kolację; — de Muy, odpowiedział mi krótko i węzłowato, coś w tym rodzaju: „Dla króla, gotów jestem poświęcić życie każdej chwili, ale pani Dubarry, służyć ani mogę, ani chcę“.
— Fi donc, to dopiero filozof.
Naturalnie, odebrałem mu w tej chwili nominację i poszedł sobie z Bogiem. Ludwik XIV byłby śmiałka bez skrupułu wtrącił do Bastylji. Ale ja jestem Ludwikiem XV, i.... nie ja smagam parlament, ale mną parlament rządzi.
Hrabina uściskała swego królewskiego kochanka.
— Ciekaw jestem, co też powiedzą na tę zmianę? Terray, jest niecierpiany.
— A kto został ministrem spraw zagranicznych?
— Twój znajomy — Bertin.
— Bertin?... Bertin?... nie, ja nie znam żadnego Bertina.... Coprawda, nie widzę w tym składzie ani jednego dobrego ministra.
— Doprawdy?... Przedstaw mi zatem swych kandydatów.
— Mam tylko jednego.
— Wymień go już raz nareszcie, bo wahasz się jak widzę....
— Marszałek.