Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Poślijże, książę, po niego, bo jesteśmy sami.
— Jesteśmy w zupełnem porozumieniu ze sobą, nieprawdaż, hrabino?
— W jak najzupełniejszem, mój książę; mówiliśmy tedy, że wolisz wojnę niż dochody; czy tak? A może życzysz sobie marynarkę.
— Wolę wojnę, hrabino; znam się na tem najlepiej i tu najodpowiedniejszym być mogę.
— Dobrze, pomówię o tem z królem. Czy masz, książę, jakie antypatje?
— Do kogo?
— Może do kogo z tych, którzy mają być twymi kolegami, możnaby usunąć takiego.
— Jestem nadzwyczaj zgodny i łatwy w pożyciu. Ale pozwól, hrabino, poślę po mego siostrzeńca, jeżeli przyjąć go raczysz.
Richelieu zbliżył się do okna i dał znak swemu lokajowi, a ten pędem wybiegł za bramę.
Zaczęto oświecać salony, turkot powozu dał się słyszeć, Dubarry, pospieszyła do okna.
Stary marszałek uśmiechnął się do siebie.
— Dobrze nam tu będzie obydwum, zdaje się, że i wój i siostrzeniec bardzo są dobrze widziani.
Otwarły się drzwi salonu i oznajmiono przybycie księcia d’Aiguillon.
Był to niezwykle piękny mężczyzna; jakkolwiek pierwsza jego młodość już minęła, postawa szlachetna, układ wytworny, strój pełen dobrego