Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Widzę, widzę, idzie po dużych kamiennych schodach. Przed nim lokaj w liberji błękitnej ze złotem. Przechodzą piękne złocone salony. Weszli do gabinetu. Lokaj otworzył drzwi i wyszedł.
— Co widzisz?
— Posłaniec się kłania.
— Komu?
— Kłania się człowiekowi, siedzącemu przed biurkiem; ten człowiek obrócony jest plecami do drzwi.
— Jak jest ubrany ten człowiek?
— Wystrojony jak na bal.
— Czy ma jakie ordery?
— Ma szeroką błękitną wstęgę przez piersi.
— Twarz jego?
— Nie widzę... Ach...
— Co się stało?
— Obrócił się.
— Jak wygląda?
— Oczy ma żywe, rysy nieregularne, zęby piękne.
— W jakim jest wieku?
— Od pięćdziesięciu... do... pięćdziesięciu ośmiu lat.
— To Choiseul — szepnęła Dubarry — Choiseul.
Marszałek skinął głową potakująco.
— Cóż dalej? — pytał Balsamo.
— Posłaniec wręcza list człowiekowi z niebieską wstęgą.