Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Posłaniec rzucił niespokojne wejrzenie na pieczęcie, a widząc że nietknięte, ucieszył się widocznie i zniknął wśród ciemności.
— Co za szkoda, że nie mogłem zatrzymać tego rękopisu, a przynajmniej że niemam komu powierzyć kopji, aby doszła rąk królewskich.
W tej chwili stanął przed nim Fryc.
— Kto przyszedł?
— Mężczyzna i kobieta.
— Czy byli tu już kiedy?
— Nie. — Znasz ich?
— Nie.
— Kobieta młoda?
— Młoda i ładna.
— A mężczyzna?
— Lat sześćdziesiąt kilka.
— Gdzie są?
— Czekają w salonie.
Balsamo wyszedł.