Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale mnie nie wyleczysz, gdy mnie znajdziesz kiedy powieszoną na tej kracie.
Balsamo zadrżał.
— Nie wyleczysz mnie, jeżeli nóż wbiję sobie w serce.
Pot zimny oblał Balsama. Zbladł okropnie, ale odezwał się głosem groźnym:
— Masz słuszność, Lorenzo, gdy to się stanie, nie wyleczę cię wtedy, tylko wskrzeszę.
Lorenza krzyknęła trwożliwie; nie zdawała sobie z tego sprawy, jak daleko sięgała władza Balsama, uwierzyła więc, że prawdą jest, co powiedział.
Nie widząc przed sobą żadnego sposobu uniknięcia męczarni, pogrążyła się w smutku i rozpaczy.
Wtem głos dzwonka rozległ się po trzykroć.
— Posłaniec — rzekł Balsamo.
Po chwili znów rozległ się głos dzwonka.
— Pilno mu — powiedział Balsamo.
— Więc pójdziesz już sobie ode mnie? — szepnęła Lorenza.
Wziął ją za rękę, była zimna jak lód.
— Po raz ostatni proszę cię, Lorenzo, żyjmy z sobą w zgodzie, po przyjacielsku, skoro nas los połączył, pocóż ma być dla nas katem.
Lorenza nie odpowiedziała ani słowa, oczy jej, błądzące w przestrzeni, zdawały się biec za jakąś myślą niepochwytną.
Balsamo pocałował ją w rękę, ani się poruszyła.