O godzinie szóstej wieczorem Balsamo siedział obok Lorenzy, w tym samym pokoju, do którego wprowadziliśmy już czytelnika. Młoda kobieta nie spała, patrzyła na prześladowcą wzrokiem pełny nienawiści i trwogi, a słowa łagodne, któremi starał się ukołysać jej duszą, nie wywierały na nią żadnego wrażenia. Usta jej otwierały się poto tylko, aby go obrzucić wymówkami, ręka była w pogotowiu, by go odepchnąć od siebie.
Nazywała Balsama tyranem swoim, zazdrościła najbiedniejszym stworzeniom ich swobody, żaliła się na brak powietrza i słońca.
Balsamo tymczasem wpatrywał się w nią z miłością; widocznem było, że ta istota, wątła i rozdrażniona, wielkie zajmowała miejsce w jego sercu.
— Lorenzo, droga, ukochana moja, dlaczego się ciągle upierasz, dlaczego nie chcesz żyć obok mnie spokojnie, przyjaźnie? Nie zabrakłoby ci nigdy wtedy ani powietrza, ani słońca, chodzilibyśmy wszędzie razem; jesteś piękna, młoda, Lorenzo, mogę ci stworzyć życie pełne przyjemności, wpro-
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1100
Wygląd
Ta strona została przepisana.
LXXXI
POSŁANIEC