Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bo nużby przyszła chętka królowi przyjąć na starość obyczaj niemiecki.
— Nużby zapragnął zostać cnotliwym? — mruknął opryskliwie Jan.
— Kto wie, hrabino, nowość ma zawsze pewien urok.
— Co do tego — rzekła hrabina — to bardzo wątpię.
— Patrzyliśmy już, hrabino, na rzeczy daleko nieprawdopodobniejsze. Wreszcie musisz znać przysłowie o djable, co na starość został pustelnikiem... Otóż jestem zdania, że nie trzeba się dąsać.
— Tak, ale ja pękam ze złości.
— Wcale się temu nie dziwię; należy to jednak ukryć tak głęboko, żeby ani król, ani Choiseul niczego się nie domyślali. My tylko, twoi przyjaciele, możemy o tem wiedzieć, nikt więcej.
— Więc mam jechać na polowanie
— Byłoby to bardzo zręcznie.
— A książę?
— Ja choćbym miał iść na czterech łapkach, jeszczebym tego polowania nie opuścił.
— Jedź zatem ze mną, książę! — zawołała Dubarry, ciekawa co jej Richelieu odpowie.
— Hrabino — rzekł — starając się ukryć niechęć przymileniem — to takie szczęście...
— Że musisz go sobie odmówić, książę.
— Cóż znowu! Niech Bóg broni...
— Boisz się kompromitacji?
— Nie życzę jej sobie wcale.