Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Skoczyła szybko z kanapy, podbiegła do toalety i zaczęła się z pośpiechem różować.
Król, spostrzegłszy, czem jest zajęta, zawołał, wchodząc:
— Co za obrzydliwość! Dlaczego malujesz się, hrabino?
— A, dzień dobry! Najjaśniejszy panie — odrzekła Dubarry, nie odwracając się od lustra, lubo ją król w szyję pocałował.
— Czy nie spodziewałaś się mnie, hrabino?
— Dlaczegóż to, Najjaśniejszy Panie?
— Bo sobie twarzyczkę tak walasz.
— Owszem, pewną byłam, że zobaczę dziś Waszą Królewską Mość.
— Jakie to grzeczne, co mi mówisz, hrabino!...
— Tak sądzisz, Najjaśniejszy Panie?
— Jesteś wielce poważną, niby Rousseau, słuchający swojej kompozycji muzycznej.
— Bo mam istotnie o czemś bardzo ważnem pomówić z Waszą Królewską Mością.
— No, domyślam się czegoś.
— Doprawdy?
— Będziesz mi robiła wymówki!
— Za co. Najjaśniejszy Panie?
— Za to, żem wczoraj nie był u ciebie.
— Nie miałam zamiaru nigdy narzucać się jako jarzmo Najjaśniejszemu Panu.
— Gniewasz się na mnie, Joasiu?...
— Nie, Najjaśniejszy Panie.