Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1002

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i dlatego głównie zapytałem cię o tego chłopca, — w zesztywniałej i zaciśniętej jego dłoni, znalazłem kawałek twojej sukni, Andreo.
— To doprawdy dziwne.
— Czy nie widziałaś go w ostatniej chwili?
— W ostatniej chwili, Filipie, widziałam tyle twarzy strasznych, wykrzywionych bólem, przestrachem, egoizmem, dzikością, że gdy o tem pomyślę, zdaje mi się, iż przez rok chyba przebywałam na dnie piekła, gdzie oglądałam potępieńców; może być, że wśród nich był także i ten chłopiec, alem go wcale nie zauważyła.
— Jednak, co może znaczyć ten kawałek twojej sukni w jego ręku, a pewny jestem, że to twoja, gdyż sprawdziłem to przy pomocy Nicoliny.
— I powiedziałeś tej dziewczynie, o co ci chodzi? — zapytała Andrea, przypominając sobie szczególną rozmowę, jaką miała z pokojówką w Taverney, i co ta jej mówiła o Gilbercie.
— Nic jej o tem nie mówiłem. Ale skąd ten kawałek wziął się w jego ręku? Jak sobie to wytłumaczyć?
— O! to rzecz prosta — rzekła Andrea spokojnie — prawdopodobnie chłopiec ten, widząc jak cudownym sposobem wznosiłam się do góry, chciał także skorzystać z tej sposobności i uczepił się mojej sukni, instynktownie, jak czyni tonący gdy chwyta się pasa, wypływającego na powierzchnię towarzysza.
— Co za niskie, podłe tłumaczenie mojego poświęcenia; jak ci ludzie z arystokracji dziwnie