Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/495

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

będzie przed twojemi oknami, umrzyj pojutrze, a cała Francja iść będzie za pogrzebem.
— Wiesz doktorze, że bardzo pocieszające co mi mówisz?... — odpowiedział z uśmiechem Mirabeau.
— Dlatego właśnie, że możesz pan widzieć jedno nie narażając się na drugie, mówię ci to, i doprawdy potrzebujesz wielkiej demonstracji dla podniesienia stanu moralnego. Pozwól mi przewieźć się do Paryża, hrabio, pozwól powiedzieć na pierwszym rogu ulicy posłańcowi miejskiemu, że jesteś chorym, a zobaczysz...
— Sądzisz, że mogę być do Paryża przewiezionym?...
— Dziś jeszcze nawet... Jak się pan czujesz?...
— Oddycham swobodniej, głowa swobodniejsza, mgła znika z przed oczu... Cierpię wewnątrz tylko.
— O!... temu zaradza synopizmy, kochany hrabio; odpływ krwi zrobił swoje; teraz kolej na synopizmy. Ale otóż i Teisch powraca.
Teisch wszedł w tej chwili z potrzebnemi lekami. W kwadrans potem chory podług przepowiedni doktora, czuł się lepiej.
— Teraz — rzekł Gilbert — zostawiam ci godzinę odpoczynku, a potem zabieram z sobą.
— Doktorze — rzekł, śmiejąc się Mirabeau — czy pozwolisz mi jechać dziś wieczorem, a oznaczyć ci schadzkę w moim pałacu na ulicy Chausse-d‘Antin, o jedenastej godzinie.
Gilbert popatrzył na Mirabeau.
Chory pojął, że lekarz odgadł przyczynę opóźnienia.
— Cóż chcesz — powiedział Mirabeau — muszę przyjąć czyjeś odwiedziny.
— Kochany hrabio — odparł Gilbert — widziałem wiele kwiatów w jadalnej sali. To nie tylko przyjacielska wieczerza odbywała się wczoraj?
— Wiesz doktorze, że nie mogę się obejść bez kwiatów, to moje szaleństwo.
— Tak, ale kwiaty nie są jedynemi, hrabio!
— Ani słowa! jeżeli kwiaty są mi potrzebne, muszę znosić konsekwencję tej potrzeby.