Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sem domaga siej mojej śmierci, potrzeba mu ofiary; niech tak będzie! wolę, ażeby los fatalny spadł na mnie, niż na kogo innego o sercu słabem, na kim widok męki niezasłużonej, rozpaczby wywołał. Jeżeli nie mam tu nic więcej do uczynienia nad to, co uczyniłem, idźmy dalej, panowie.
Wyruszono dalej.
Plac Greve niedaleko jest od Notre-Dame, a jednak wózek odbywał tę drogę dobra godzinę.
Po przybyciu na plac, zapytał Favras.
— Panowie, czy nie mógłbym na chwilę wstąpić do ratusza?
— Czy masz co do zeznania, mój synu? — podjął kardynał żywo.
— Nie, mój ojcze; ale chciałbym podyktować testament przedśmiertny: słyszałem, że nie odmawiają nigdy porwanemu i nagle skazanemu łaski zrobienia testamentu przed śmiercią.
Wózek, zamiast iść przeto pod szubienicę, skierował się ku ratuszowi.
Wielki krzyk powstał wśród ludu.
— Będzie zeznawał! będzie zeznawał — wołano ze wszech stron.
Na ten krzyk zbladł jeden piękny młodzieniec ubrany cały czarno, niby ksiądz stojący na słupku, w rogu placu Pelletier.
— Och! nie obawiajcie się niczego, panie hrabio Ludwiku — ozwał się przy nim głos szyderczy — skazany nie powie ani słówka o tem, co działu się na placu królewskim.
Młodzieniec ubrany czarno obejrzał się żywo; wyrazy te wypowiedziane zostały przez przekupnia, którego twarzy widzieć nie mógł, gdyż ten kończąc zdanie opuścił na oczy swój szeroki kapelusz.
Gdyby wreszcie pozostała w pięknym młodzieńcu jaka niepewność, wkrótce się ona rozproszyła.
Przybywszy na wysokość peronu ratuszowego, Favras dał znak, że chce mówić.
W tejże samej chwili gwar ustał.
— Panowie — rzekł Favras — słyszę około siebie powtarza-