Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzy, mający być rozstrzelanymi, schronili się do kościoła jakiegoś klasztoru włoskiego, rozkazał drzwi świątyni wyważyć. Słudzy byliby posłuchali, ale wtem, drzwi świątyni same się otworzyły i w progu ukazał się ksiądz in pontificalibus z Najświętszym Sakramentem w ręku...
— I cóż? — zapytał Ludwik XVI, widocznie zajęty opowiadaniem pełnem werwy i życia.
— Oto pomyślał chwilę, bo położenie było kłopotliwe — potem nagłą myślą oświecony, rzekł do swego chorążego: „Proszę cię, niech zawołają kapelana pułku, aby wyjął Pana Boga z rąk tego głupca“. Rozkaz został pobożnie przez kapelana wykonany, a poparli go muszkietami ci djabli o czerwonych ozdobach....
— W rzeczy samej — rzekł Ludwik XVI, przypominam sobie tego markiza Antoniego. Czy nie on to powiedział pułkownikowi Chamillard, gdy obiecał przemówić za nim do swego brata ministra: „Brat pański szczęśliwy jest posiadając pana, bo inaczej byłby największym głupcem z całego królestwa?“
— Tak, Najjaśniejszy Panie; dlatego minister Chamillard nie zamieścił go na liście generałów brygady.
— A jakże skończył ten bohater, Kondeusz z rodu Riquettich? — spytał król, śmiejąc się przyjaźnie.
— Najjaśniejszy Panie, kto pięknie żyje, pięknie umiera, odparł poważnie Gilbert. — W bitwie pod Cassano polecono mu obronę mostu przeciw cesarskim; zwyczajem swoim kazał żołnierzom pokłaść się na ziemię, a sam, olbrzym, stanął na cel kulom nieprzyjacielskim. Kule świszczały i jak grad padały koło niego, a on stał nieruchomy, jak słup wskazujący drogę. Jedna z tych kul złamała mu prawe ramię; ale to jeszcze niczem było, Najjaśniejszy Panie. Chustką obwiązał sobie rękę, a w lewą uchwycił topór; broń której zwykle używał; zaledwie atoli ruch ten uczynił, druga kula dosięgła jego gardła, przerwała żyłę gardłową i nerwy szyi. Pomimo tej straszliwej rany — kolos stał ciągle; dopiero gdy krew go dusić zaczęła, padł na moście jak z korzenia wyrwane drzewo. Na ten widok pułk jego pierzcha; z wodzem swym stracił otuchę i duszę. Stary sierżant sądząc, że wódz nie umarł jeszcze, rzuca mu w twarz