Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cyprysu, strumienia co ci pochlebia, a potém naigrawa się z ciebie, słońca które cię pije płomienistemi ustami. Nie ufaj śpiewowi syren tutejszych, podróżny, mógłby ci przeszkodzić usłyszeć ten głos co tutaj mówi, smutny i rozrzewniający: „Ci o których zapominasz, zapomną także o tobie“.
Malarze nawet odłożyli swoje rysunki do jutra, i opuściliśmy Generalif żeby iśdź do Alhambry.
Udaliśmy się tąż samą drogą, którąśmy przybyli. Doprawdy, pani, zdawało się że aby nas zatrzymać w tych nowych ogrodach Armidy, kwiaty wychodziły z ziemi piękniejsze i wonniejsze niż kiedykolwiek; winogrona, pomarańcze, granaty tworzyły nad nami sklepienie, jak ręką sięgnąć. Oh! nie przychodź tu, pani, co masz swobodne: czas, dostatek i serce, nie przychodź tutaj, bo nie ujrzelibyśmy cię już więcéj tam gdzie wracać powinniśmy.
Żegnam cię, pani, a raczéj do zobaczenia. Gdybym się nie lękał żebyś mię nie wzięła za obłąkanego, zerwałbym pierwszy lepszy kwiatek i przesłałbym go tobie; możeby ci powiedział lepiéj niżeli ja, czego się doświadcza, w tym raju ziemskim gdzie się on urodziła który, na nieszczęście, zwiedziłem tylko jako przechodzień.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.