Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/561

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Już tylko klasztor pozostał do przejrzenia, wiedząc on, że zły duch dla pewniejszego ukrycia się przed poszukiwaniem, wybiera najskrytsze miejca, uprosił przez swojego spowiednika don Enguerranda, ażeby mu pozwolił zwiedzić klasztor. Przeor z chęcią przychylił się do tego żądania.
Być może, pomyślał, przez te odwiedziny wykryje się tajemnica, która od miesiąca tak szkodliwy wpływ na niego i jego towarzyszy wywiera.
Lecz wszelkie poszukiwania były nadaremne, już pan zamku zabierał się do odjazdu, gdy pewnego wieczora zakonnicy udając się do kaplicy na nabożeństwo, przechodzili około niego i don Enguerranda: patrzał on na nich obojętnym wzrokiem, wtem ujrzawszy ostatniego, krzyknął: Wielki Boże! to Antonia, to moja córka.
Antonia, (gdyż to ona była rzeczywiście), zbladła jak lilia.
— Co tu robisz pod tą świętą szatą?
— Co tu robię — odrzekła Antonia — kocham don Enguerranda.
— Wychodź nieszczęśliwa z tąd natychmiast! — zawołał ojciec.
— Wyjdę, tylko nieżywa mój ojcze — odpowiedziała Antonia.