Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/534

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie mój bracie.
— Cóż więc?
— Ona chce ażebym cię zatrzymał w Paryżu dopóki nie zniweczysz traktatu Madryckiego i nie zatwierdzisz piśmiennie ustnych zobowiązań.
— Jeżeli ta rada zdaje się dobrą, należy usłuchać, odpowiedział cesarz skłoniwszy głową przed księżną, dla pokrycia bladości, nagle ukazującej się na jego obliczu po tych wyrazach, jak równie dla wywzajemnienia się za głęboki ukłon księżny.
Nie zdążył więcej powiedzieć a Fraciszek I-szy nie mógł dostrzedz skutku swoich wyrazów, które wprawdzie wymówił z uśmiechem, lecz Karol V-ty uważał za prawdę, albowiem podwoje się otworzyły i dworzanie tłumnie na galeryę cisnąć się zaczęli.
Na pół godziny przed obiadem, gdy cały ten świat wykwintny, dowcipny i zepsuty skupiał się w grupy, powtórzyła się znowu scena podobna tej, jaką opisaliśmy podczas przedstawienia w Luwrze.
Byli to ci sami mężczyzni i te same kobiety, ci sami dworzanie i ich słudzy.
Spojrzenia miłości i nienawiści krzyżowały się jak zwykłe, docinki i grzeczności sypały się z równą obfitością jak dawniej.
Karol V-ty spostrzegłszy wchodzącego konetabla Montmorency, którego słusznie uważał za