Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/468

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drogę lhańby, przez kobietę podżeganą obrazą miłości własnej.
Blanka z tego wszystkiego powzięła jedynie wyobrażenie o obawie i wstręcie, jakim był przejęty jej kochanek, i jak wątła gałązka bluszczu, mająca za drogą podporę wątłą krzewinę, po której się wspina, ugina się z nią lub łamie, tak i Blanka drżała podobnie jak Askanio.
— Potrzeba to wszystko odkryć przed moim ojcem — odezwała się nareszcie. Ojciec nie będzie przeciwny mojemu szczęściu i lubo nie wie o naszej miłości, pewną jestem, że jako swego wybawcę, chętnie cię wysłucha. O! bądź spokojny! on zerwie związek ułożony z panem d’Orbec.
— Niestety! było jedyną odpowiedzią Askania.
— O! mój przyjacielu — zawołała Blanka pojąwszy powątpiewanie swojego wielbiciela. Jakto! i ty byś mógł powziąć podejrzenie o moim ojcu, że byłby zdolnym do tak nikczemnego uczestnictwa. O! to źle Askanio. Nie, mój ojciec o niczem nie wie, nie przypuszcza nawet, jestem pewną, nic podobnego i lubo nie okazywał mi zbytniej tkliwości, wątpię ażeby miał własną ręką pchać mnie na drogę hańby i nieszczęść.
— Przebacz Blanko, lecz twój ojciec nie upatruje nieszczęścia w darach fortuny; dostojeń-