Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/453

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cy ostateczne ukończenie; we dnie jednakże należało się ukrywać, więc obrałem w tym celu najwłaściwsze miejsce jak mi się przynajmniej zdawało, to jest zbrojownię zamku; było tam mnóstwo zbroi, szyszaków, dzirytów, oszczepów i tarcz. Upatrzywszy jedno zupełne uzbrojenie rycerskie wysokości mojego wzrostu, wyjąłem drzewiec utrzymujący je w pionowem położeniu, wcisnąłem się w jego miejsce i stałem na podstawie zapuściwszy przyłbicę.
— To jest dość zajmujące — przerwał Ferrant — mów dalej Maledenie, czyż można korzystniej użyć czasu oczekiwania na walkę jak opowiadaniem czynów bohaterskich?
— Nie wiedziałem wszakże, że ta przeklęta zbroja, pod którą się ukryłem — mówił Maledent, służyła synom pana zamku za przedmiot do wprawiania się w sztuce szermierskiej. Jakoż dwaj dwudziestoletni młodzieńcy weszli do sali, a zdjąwszy ze ściany lanco i szpady, zaczęli się fechtować, to jest wprawiali się w zadawanie razów mojej powłoce żelaznej. Wierzcie mi lub nie, moi przyjaciele, lecz upewniam was słowem, iż pomimo razów lancy i szpad nie drgnąłem nawet i przemieniłem się w drzewiec, który zastąpiłem. Szczęściem, że ci młodzieńcy nie byli szermierzami pierwszego rzędu. W tem nadszedł ojciec