Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/421

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Postaramy się o niego. Lecz teraz Askanio, uczyń mi jednę łaskę.
— Jestem na rozkazy pani.
— Przed chwilą, przysłuchując się wierszoklecie Marotowi, dostrzegłam w rogu salonu pana d’Orbec. Idź do niego proszę cię i powiedz, że życzę sobie z nim pomówić.
— Jakto! pani... — zawołał Askanio blednąc na wspomnienie nazwiska hrabiego.
— Wszakże mówiłeś, że jesteś na moje rozkazy! — odpowiedziała wyniośle pani d’Etampes. Zresztą jeżeli ci dałam to zlecenie, to dla tego, iż powinna cię obchodzić rozmowa moja z panem d’Orbec, a zarazem dozwoli ci się zastanowić nad twojem postępowaniem, jeżeli tylko zakochani zdolni są do zastanawiania się.
— Jestem pani posłuszny — rzekł Askanio drżącym głosem, albowiem lękał się zniechęcić jedyną opiekunkę, która mu pozostała.
— Dobrze. — Pamiętaj mówić do hrabiego po włosku, mam w tym przyczynę; powrócisz do mnie z nim razem.
Askanio nie chcąc dłużej nadużywać cierpliwości księżnej, oddalił się i zapytał młodego pana w ubiorze dworskim ze wstążkami lila, czy nie widział pana d’Orbec i gdzieby się on znajdował.