Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ryngii, który nieomieszkał wspomnieć o nich Dyanie.
W tejże chwili pomiędzy stronnictwem niebieskich powstał szmer niezwykły, pośród którego ułożono wezwać Marota i rzeczywiście został zaproszony, ażeby wiersze swoje powtórzył przed tą, dla której były ułożone.
Stronnicy księżnej d’Etampes widząc Marota spieszącego do pani Dyany, zbliżyli się, tłumnie otaczając poetę uradowanego i zarazem strwożonego.
Nakoniec sama pani d’Etampes powstała ciekawością zdjęta, jak mówiła, ażeby się przekonać, w jaki sposób wierszokleta Marot może opiewać pochwały pani Dyany.
Biedny Klemens Marot w chwili gdy miał rozpocząć deklamacyę wierszy swoich, skłoniwszy się pani Dyanie. która się uśmiechnęła, odwrócił się i spostrzegł panią d’Etampes, która podobnież się uśmiechała; lecz uśmiech pierwszej był powabny, drugiej zaś groźny.
Tak więc Marot znalazł się między młotem a kowadłem jak mówią, drżącym i niezrozumiałym głosem wydeklamował swoje wiersze...
Pomimo tego zaledwie ukończył ostatnią zgłoskę madrygału, niebiescy obsypali go okla-