Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jednak Katarzyna wcale za model nie służyła.
Nawet nigdy nogą nie stąpiła do celki, do której nikt z wielkim zawodem swojej ciekawości, wejść nie mógł, albowiem Benvenuto nie lubił aby mu przeszkadzano.
Dlatego też nadzwyczajnie się mistrz rozgniewał, gdy się odwrócił i ujrzał stojącą za sobą Katarzynę, wyłupiającą bardziej niż kiedykolwiek swoje wielkie oczy.
Ciekawość jednak niebacznej niewielu przedmiotami mogła być zaspokojoną.
Bo cóż tam widziała, kilka rysunków na ścianach, zieloną firankę u okna, posąg Hebe rozpoczęty i zbiór narzędzi snycerskich, gdyż to wszystko tworzyło umeblowanie owego pokoiku.
— Co tu chcesz mały wężu? Po co tu przyszłaś? Czy nawet w piekle ścigać mnie będziesz? zawołał Benvenuto zobaczywszy Katarzynę.
— Niestety mistrzu — odrzekła Katarzyna o ile mogła najłagodniej, zaręczam, że wcale nie jestem wężem. Przyznaję przytem, że nie opuszczając ciebie, najchętniej pójdę za tobą jeśli tego potrzeba aż do piekła, lecz teraz przyszłam dla tego tylko, że to jest jedyne miejsce, w którem można pomówić z tobą tajemnie.