Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiek gorąca, opuści cię i pozostawi bez szczęścia, bez wiary i nadziei.
— Mistrzu — rzekł Askanio — nie wiem czy pani d’Etampes kocha mię, lecz ja nie kocham jej bynajmniej.
Benvenuto do połowy tylko był zaspokojony szczeremi słowy Askania, gdyż myślał, że on sam mógł się omylić w tym względzie.
Nie wspomniał więc o tem więcej, i następnych dni spoglądał tylko niekiedy ze smutkiem na swego ucznia.
Zresztą, trzeba powiedzieć, że nie tylko względem Askania był niespokojnym.
On sam zdawał się dręczony jakąś głęboką troską.
Utracił wesołość swoję i dobry humor.
Pozostawał zawsze zamknięty rano w swoim pokoju po nad ludwisarnią, i wyraźnie zabronił aby mu tam nie przeszkadzano.
Przez resztę dnia pracował nad olbrzymią statuą Marsa z zwykłym swoim zapałem, lecz nie mówiąc o niej z dawnem wylaniem.
Nadewszystko też w obecności Askania wydawał się ponurym, zakłopotanym.
Zdawał się unikać swojego ukochanego ucznia, jakby wierzyciela lub sędziego.
Nakoniec, łatwo można było spostrzedz, że