Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/524

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rewolucja zmieniła naturę tego chłopaka.
Zjadł prawie wszystką potrawkę, a zostawiwszy na dnie trochę ryżu, rzekł:
— Ty, kochana ciociu, wolisz ryż, wszak prawda? To lepsze na twoje zęby, zostawiam ci zatem trochę ryżu.
Na tę uwagę, którą ciotka Aniela wzięła za natrząsanie z siebie, podeszła do siostrzeńca, wyrwała mu z rąk miskę, i zaklęła w straszliwy sposób, który we dwadzieścia lat później znakomicie uzupełnił grenadjer starej gwardji.
Pitoux westchnął.
— O! moja ciociu — rzekł — żałujesz tego koguta?
— Zbrodniarzu! — zawołała ciotka Aniela.
Pitoux wstał.
— Ciotko — rzekł majestatycznie — mogę ci za to wszystko zapłacić, stać mnie na to. Jeżeli chcesz, będę się u ciebie stołował, ale będę sam dysponował.
— Hultaju! — wrzasnęła stara panna.
— Liczę porcję po cztery su, więc jestem winien, za ryż cztery su, a dwa su za chleb, razem zatem sześć su.
— Nie liczyłem jeszcze koguta, droga ciociu, który z twego kurnika pochodził. Stary to mój przyjaciel, odrazu poznałem go po grzebieniu.
— Miał także swoję wartość.
— Starzyzna to!... Sam go przecie ukradłem dla ciebie przed laty dziewięciu, a i wybiłaś mnie nawet, zato, że ziarna dla niego nie przyniosłem. Panna Katarzyna dała mi ziarna. Ten kogut to było moje dobro, zjadłem go, bo miałem prawo.
Ciotka wściekała się ze złości, piorunowała wzrokiem zuchwałego rewolucjonistę.
Nie mogła dobyć z siebie głosu.
— Precz stąd! — mruknęła.
— Jakto, mam się wynosić, tak zaraz po obiedzie. Ależ to niegrzecznie, ciociu...
— Precz stąd!...
Pitoux, powstał i przekonał się z wielkim zadowoleniem, że nie mógłby już zjeść ani jednego ziarnka ryżu.
— Ciotko — rzekł uroczyście — jesteś szkaradną krewną. Jesteś jak dawniej szorstką i skąpą — ale nie chcę abyś mówiła o mnie jak o żarłoku.
Stanął na progu i głosem stentorowym, który dobrze przez przechodzących ulicą mógł być słyszanym, rzekł: