Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/413

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lafayette blady, ze szpadą w ręku, odsuwał ze wstrętem straż, uniewinniającą się ze swej bezsilności.
Billot tupiąc nogami ze złości, rzucając się w tę i ową stronę, jak dziki perszeron wrócił do ratusza, aby już nie patrzeć na to, co się dzieje na tym krwawym placu.
Co do Pitoux, ten jednym tchem dostał się na brzeg rzeki, gdzie zamknął oczy i uszy, aby nic nie widzieć i nie słyszeć.
Przygnębienie w ratuszu było ogromne, członkowie rady miejskiej pojęli, że stracili władzę nad ludem. Nagle, kiedy rozszalały lud ciągnie do wody ciało Foulona, nowy okrzyk grozy rozlega się poza mostem.
Wpada kurjer. Tłum wie, jaką mu wieść przynosi. Odgadł ją z ruchów swych hersztów, tak, jak psiarnia odnajduje ślad po kierunku najbieglejszego z gończych.
Tłum zbiera się koło posłańca, czuje, że mu się nowa zdobycz nawija, wietrzy, że idzie tu o pana Bethier.
Tak w istocie.
Przez dziesięć tysięcy ust, zapytany kurjer odpowiada:
— Pan Bethier de Savigny — został aresztowany w Compiegne.
Potem wbiega do ratusza, oświadczając to samo panom Bailly de Lafayette.
— Dobrze, wiedziałem o tem — rzekł Lafayette.
— Wiedzieliśmy — dodał Bailly — i wydano, rozkaz, aby go tam zatrzymano.
— Tam? — powtórzył kurjer.
— Tak; posłałem dwóch komisarzy z odpowiednią eskortą.
— Z eskortą dwustu pięćdziesięciu ludzi, nieprawdaż? — spytał jeden z radców — to więcej niż potrzeba.
— Panowie — rzekł kurjer — właśnie miałem oznajmić, że eskorta została rozproszoną, a więźnia tłum porwał.
— Porwał?... — krzyknął Lafayette. — Eskorta pozwoliła porwać sobie więźnia.
— Nie obwiniajcie jej, generale, czyniła wszystko co mogła.
— Ale pan Berthier? — spytał z obawą Bailly.
— Prowadzą go do Paryża, jest już w Bourget.
— Jeżeli się tu dostanie, zgubiony — zawołał Billot.
— Prędko! prędko! — krzyknął Lafayette — pięciuset