Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Hrabina słuchała wszystkich tych wieści, z widocznem przerażeniem. Uśmiechnęła się wtedy dopiero, gdy królowa stanęła przed nią, a i ten uśmiech był blady i bezbarwny, jak kwiat usychający.
— I cóż, hrabino — zapytała — co mówisz na to wszystko?
— Nic — odpowiedziała.
— Jakto nic?
— Nic.
I potrząsnęła głową z niewymownem zniechęceniem.
— Cóż znowu — rzekła pocichu królowa, nachylając się do ucha hrabiny — przyjaciółka Djana boi się, czy co?
Potem głośno dodała:
— Ale, gdzie jest pani de Charny, nieustraszona? Potrzebujemy jej tutaj, ażeby nam dodała odwagi.
— Hrabina miała pojechać na spacer — rzekła pani de Misery — ale wezwano ją do Jego Królewskiej Mości.
— A!... — wyrzekła Marja Antonina w roztargnieniu.
I wtedy dopiero spostrzegła królowa, jaka dziwna cisza dokoła niej zapanowała.
Bo wypadki te niesłychane, niepojęte, o których wieści kolejno doszły aż do Wersalu jakby echa, znękały serca najodważniejsze, i to więcej może skutkiem zdziwienia, niż z obawy.
Królowa zrozumiała, że trzeba dodać otuchy wszystkim tym przygnębionym.
— Więc nikt mi nie udzieli rady? — powiedziała. — Dobrze i... poradzę sobie sama.
Wszyscy podeszli do Marji Antoniny.
— Lud — rzekła — nie jest zły, lecz tylko zbłąkany. Nienawidzi nas, bo nas nie zna, więc się doń zbliżmy.
— Chyba po to, aby go ukarać — odezwał się jakiś głos — bo zwątpił o swych panach, co jest zbrodnią.
Królowa spojrzała w stronę, skąd głos pochodził i poznała pana de Bezenval.
— O!... to pan, panie baronie — wyrzekła — czy przychodzisz dać nam jaką dobrą radę.
— Radę już dałem, Najjaśniejsza Pani — odrzekł Bezenval, kłaniając się zarazem.
— Dobrze niech i tak będzie — odpowiedziała królowa — król ukarze, ale jak dobry ojciec.
— Kto bardzo kocha, ten surowo karze — podchwycił.