dział Gonchon — a ja obrachowałem, że naszemi ciałami możnaby wypełnić rów całkowity, nieprawdaż, przyjaciele?.
— Tak tak! — powtórzył tłum z niemniejszym zapałem, niż poprzednio.
— Niechże i tak będzie! — rzekł Billot z boleścią.
W tej chwili ukazał się na tarasie de Launay: za nim major de Losme i kilku oficerów.
— Zaczynaj! — krzyknął Gonchon do gubernatora. Ten odwrócił się plecami bez odpowiedzi.
Gonchon nie mógł ścierpieć tej wzgardy; podniósł żywo karabin do ramienia i jeden ze świty gubernatora padł.
Sto tysięcy wystrzałów ozwało się razem, jak gdyby czekano tylko na ten sygnał i szare wieże Bastylji poznaczone zostały białemi piętnami.
Cisza kilkosekundowa nastąpiła po tym wystrzale, jakby sam tłum przeraził się tem co uczynił.
Potem błysk płomienny, zaciemniony zaraz chmurą dymu, mignął na szczycie jednej z baszt; rozległ się huk i krzyki bolesne ozwały się w zwartym tłumie; pierwszy wystrzał armatni padł z Bastylji; rozlano pierwszą krew. Bitwa się zaczęła.
To, czego doznał ten tłum, chwilę przedtem tak groźny, podobne było do przestrachu.
Bastylja, stojąca teraz dopiero do obrony, przedstawiała się mu niepodobną do zdobycia. Lud spodziewał się, że skoro dotąd uczyniono mu tyle ustępstw — to i oddanie Bastylji odbędzie się bez krwi rozlewu.
Lud się omylił. Strzał armatni, wymierzony doń, dał mu miarę tego olbrzymiego dzieła, które przedsięwziął.
Dobrze kierowana ręczna broń ozwała się z tarasu Bastylji zaraz po tym strzale.
Wtedy widzieć było można wielkie zamieszanie w tym tłumie: to lud zabierał swych rannych i zabitych.
Ale lud nie myślał uciekać; albo wstyd go zdjął, albo też zastanawiał się i obliczał swe siły.
Jakoż bulwary, ulica i przedmieście św. Antoniego, przemieniły się w ogromne morze ludzkie; każda fala miała głowę, każda głowa dwoje płomiennych oczu i usta grożące.
W jednej chwili wszystkie okna w tych stronach zajęte zostały przez strzelców, nawet te, które znajdowały się
Strona:PL Dumas - Anioł Pitoux T1-2.djvu/175
Wygląd
Ta strona została skorygowana.