Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/504

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Amory zakrył twarz rękoma, i westchnął głęboko.
— 1 cóż? czyż nie tak było? pytał wreszcie p. d’Avrigny, czy nie dobrzem zrobił sekcyę serca twojego, i analizę uczyć twoich? Tak było Amory; i powinieneś dumnym być z tego, bo te uczucia godne są prawego młodzieńca, i serce takie w uczciwéj piersi bije.
— O mój ojcze, mój ojcze! wołał Amory, napróżnobym chciał ukryć przed tobą cokolwiek, nic nie ujdzie wzroku twego; i oko twoje widzi najskrytsze zakątki duszy.
— Ty Antonino, to co innego zupełnie, mówił daléj p. d’Avrigny, odwracając się ku niéj, ty kochasz go, odkąd go znasz.
Antonina zadrżała i ukryła zapłonione swoje oblicze na piersiach p. d’Avrigny.
— Nie zapieraj się dziecię moję; miłość twoja ukryta zbyt była wzniosła i zbyt szlachetna abyś się rumienić za nią powinna. I biedne serce twoje cierpiało nie mało! niepoznane, opuszczone tak w cieniu, zazdrosne i oburzające się o tę zazdrość samo na siebie, ono męczyło się i wyrzucało sobie to, co najświętszego jest na świecie — miłość