Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/499

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Potem kiedy już wyszła, głośno przywołał młodzieńca.
Amory wszedł.
— Chodź mój synu, rzekł mu, pokazując miejsce na którem już przed chwilą był siedział, i powiedz mi co masz powiedzieć.
— W kilku słowach opowiem panu, nie to co mię tu sprowadza, bo jedynie w chęci widzenia ciebie panie przybyłem tutaj — ale o czém chciałem pomówić z panem.... Amory starał się mówić głosem pewnym, a przecież zacinał się i męczył, choć słowy nie wielu.
— Mów, synu mój, rzekł p. d’Avrigny, spostrzegając w głosie młodzieńca też same oznaki pomieszania, które już spostrzegł w głosie Antoniny. — Mów, słucham cię z całej duszy.
— Mimo młodość moją, mówił daléj Amory z nowém wysileniem, raczyłeś mię pan uczynić opiekunem Antoniny, abym twoje przy niéj miejsce zastąpił.
— Prawda, bo widziałem w tobie braterską dla niéj życzliwość.
— Dodałeś pan nawet, że upoważniasz mię do tego, abym między młodymi ludźmi, memi znajo-