Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/478

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mawiają po cichu, i za każdym takim rzutem oka przyrzekał sobie, że jutro nie będzie oszczędzał wcale przyjaciela swego Filipa.
Filip zapomniał prawie o pojedynku. Radość i wyrzuty gnębiły go. — Na cóż się zdało, że płakał nad szczęściem swojem — jego tryumf aż nadto był widoczny, musiał więc chcąc nie chcąc znosić go cierpliwie. Prawda, że kiedy Antonina uśmiechała się do niego, mówił sobie, że jutro może nieco za drogo zapłaci za uśmiech ten; prawda że za każdem miłosnem spojrzeniem sąsiadki, widział w dali dwa straszne oczy, któremi jak błyskawicą Amory rzucał na niego. A więc on, nic dobrego wyraźnie zdradzał pamięć biednéj nieboszki!
Ale nareszcie wspomnienie Magdaleny w przeszłości, i zemsta którą mu groził Amory w przyszłości, wszystko to pomału zniknęło przed jego oczarowanemi oczyma, i on cały oddał się rozkoszy obecnego swego zwycięztwa.
Dopiero kiedy miał odchodzić, kiedy Antonina żegnając go wdzięcznie mu rączkę podała, wtedy dopiero Filip przypomniał sobie wszystkie okoliczności. Wtedy pomyślił, że być może po raz