Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/473

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I dla czegóż nie miałbym powiedzieć, gdyby tak było? rzekł Filip, który zmęczony przez długą rozmowę czuł, że mu krew silniéj niż zwykle do głowy bije.
— Nie powiedziałbyś tego, bo.... bo byś nie śmiał!
— Ale i owszem! powiadam Tobie, gdyby tak było — z czego byłbym dumny, zachwycony, pyszny i szczęśliwy, mówiłbym o tém każdemu, krzyczałbym na całe gardło!.... I dla czegóż bym nie miał wreszcie powiedzieć kiedy tak jest!..
— Jak to! jest! — i śmiesz mówić?..
— Świętą prawdę.
— Śmiesz mówić, że Antonina cię kocha?
— Przynajmniéj to śmiem powiedzieć, że przyjęła moje starania, i nie daléj jak wczoraj...
— I cóż wczoraj? przerwał Amory zniecierpliwiony.
— Pozwoliła mi prosić P. d’Avrigny o jéj rękę.
— To nie prawda! zawołał Amory.
— Jakto nie prawda?! odrzekł Filip zdumiony; wieszże ty, że ty mi kłamstwo zadajesz?
— Dziwne pytanie!
— I zadajesz mi kłamstwo rozmyślnie?