Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go czasu jest to, że dzieci dorosłych ludzi rolę grają.
— Mówiłem ci to mój Panie? — to się ściągało być może do tych zbiegów szkolnych, co szeroko o polityce rozprawiają, do tych Richelieu dwudziestoletnich, co udają zimnych i znudzonych, do tych poetów w zawiązku, co odczarowanie jak dziesiątą czczą muzę. — Jeżeli nie jesteś wewnętrznie dojrzałym — zachowaj przynajmniéj powierzchowność. — Zresztą przyszedłem pomówić z tobą o rzeczach ważnych. — Magdaleno! możesz odejść. — Magdalena wyszła, rzucając na ojca piękne, błagalne spojrzenie, które niegdyś rozbrajało cały gniew jego; ale P. d’Avrigny bezwątpienia przypomniał sobie teraz, za kim te piękne oczy prosiły — i został jak był, zimny i gniewny.
Pozostawszy sam z Amorym, P. d’Avrigny chodził czas niejaki wszerz i wzdłuż pokoju, nic nie mówiąc; Amory wodził za nim trwożliwemi oczyma; nareszcie zatrzymał się d’Avrigny przed młodym człowiekiem — a twarz jego nie straciła nic surowości i mówił: — „Bydź może dawno już powinienem był powiedzieć ci to, co zaraz usłyszysz; bydź może,