Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o sobie; Dobrze! na ukaranie cię posyłam list pełen egoizmu, jak tylko można. Będę ci na dwóch lub trzech kartkach pisał o sobie, to może i zyskam prawo na końcu parę wierszy wcisnąć tyczących się ciebie. Czy będziesz wtedy zadowolona?

Otóż jestem w Kolonii, albo raczéj naprzeciw Kolonii, w Deutz. Z okien mojego hotelu widzę Ren i miasto całe. Widok jest cudowny. Słońce zachodzi za starem miastem, a kiedy piękne są dni i chłodne, tworzy tło promieniste, na którém ogromne domy i szczyty wież kościelnych rysują się ponuro-czarno, wspaniale. Rzeka toczy się nizko z wielkim szumem, a odcień wody jéj, to czerwonawy to ciemny, prawie zawsze złowieszczy, ale nadzwyczajnej piękności. Po godzinach patrzę w zachwyceniu na ten obraz cały nad którym panują dwa olbrzymie odłamy katedry, chwała Bogu nieskończonéj dziś jeszcze. O! kiedy zapłaceni z próżności mularze przyjdą kończyć dzieło architektów, którym wiara natchnienie zesłała, o! wtedy słońce już nie będzie w stanie uczynić, aby Bóg z pod dzieła ludzkiego