Strona:PL Dumas - Amaury.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skie zaufanie Magdalena miała we mnie. Szła więc ze mną niesprzeciwiając się wcale.
Skutkiem téj ufności było, że puściliśmy się śmiało drożyną, która mi się wydała znajomą oddawna; ona doprowadziła nas do innej ścieżki, potem do miejsca, w którém drogi się na wszystkie strony rozchodziły; wreszcie weszliśmy w taką gmatwaninę dróg, pięknych prawda ale zupełnie pustych, iż po godzinie chodzenia, musiałem przyznać się, iż się zbłąkałem, i nie wiedziałem gdzie byliśmy, ani którędy nam iść wypadało.
Magdalena zaczęła płakać. Osądź jak mię to bolało, kochana Antonino. Musiała być obiadowa godzina, bo nam się jeść chciało bardzo; zresztą z ogromnemi bukietami było bardzo ciężko, i zmęczyliśmy się okropnie. — Przyszedł mi na myśl Paweł i Virginia: i oni biedni, nierozważnie zbłąkali się, tak jak my; ale mieli przynajmniéj Dominga ze sobą i psa ku pomocy. Prawda że lasy w Ville d’Avray nie tak są samotne jak na Ile de-France; ale dla nas to było prawie wszystko jedno.
Nareszcie, ponieważ narzekania i płacze nie mogły nas wybawić z tego kłopotu, szliśmy od-